Szpital prawie miejski?

We wrześniu zeszłego roku minęło 10 lat funkcjonowania prywatnego szpitala w Kostrzynie. Wcześniej organem prowadzącym był Powiat Gorzowski. Oczywiście przed sprzedażą szpitala szczecińskiej spółce, udziały w szpitalu zostały zaproponowane Miastu Kostrzyn nad Odrą.

Przełomową datą dla kostrzyńskiego szpitala było pierwsze półrocze 2007 roku. Od stycznia tamtego roku szpital już nie prowadził oddziału dziecięcego, dług szpitala wynosił około 60 milionów złotych, nie wypłacano pensji, a szpitalne konto bankowe było w dyspozycji komornika. W tych dramatycznych okolicznościach toczyły się rozmowy o przyszłości kostrzyńskiej lecznicy. Rozmowy polegały na delikatnej wymianie wzajemnych uprzedzeń i animozji pomiędzy ówczesnymi władzami Powiatu, a burmistrzem Andrzejem Kuntem. Miasto miało pretensje, że Powiat chce wyłącznie pieniędzy, w miejskich biuletynach rozpowszechniano podejrzenia, że starostwo wkrótce ulegnie likwidacji itp. W tym samym roku, aby podkreślić swoje zaangażowanie i troskę o „nasz” szpital, organizowano koncerty charytatywne na rzecz szpitala, poręczano kredyty, z których najbardziej cieszył się komornik. W kwietniowym numerze miejskiego biuletynu mogliśmy przeczytać: ...”Kilka lat temu pojawił się pomysł przejęcia szpitala przez miasto Kostrzyn. Jest to nadal możliwe pod warunkiem, że ZOZ zostanie przekazany bez długów. To Powiat odpowiada za monstrualne zobowiązania szpitala, więc sam powinien je spłacić.” (kwiecień 2007). Z tekstu wynika, że niedługo po tym, jak lekarz Kunt zmienił zawód na burmistrza Kostrzyna, padła propozycja przekształcenia szpital w miejską jednostkę organizacyjną. W tym miejscu należy przypomnieć, że burmistrz Kunt „ewakuował” się ze szpitala w 2002 roku na fotel burmistrza. Ostatnie lata w szpitalu musiały być dla niego traumatyczne. W 2002 dług ZOZ-u wynosił 25 milionów złotych, a budżet Kostrzyna 23 miliony. Andrzej Kunt zarządzał kostrzyńskim szpitalem i wiedział ile pracy trzeba byłoby włożyć, aby postawić na nogi placówkę. Można zrozumieć burmistrza, że zdecydowanie przyjemniej jest słuchać ze swojego gabinetu na drugim piętrze śpiew ptaków lecących do parku narodowego od krzyku protestujących pielęgniarek pod swoimi oknami. Ponadto odbierając telefon z propozycją kupienia sobie samorządowej nagrody ręką tak nie drży, jak przy podnoszeniu słuchawki od wierzycieli i komorników. W lipcu 2007 roku z miejskiej gazetki mogliśmy wyczytać, że: „...Teraz złożył Kostrzynowi (Powiat) nagłą ofertę kupienia udziałów w nowej spółce, która formalnie istnieje, ale nic nie posiada, bo powiat nie przekazał jej majątku likwidowanego szpitala. Propozycja Starostwa jest spóźniona - o co najmniej kilka miesięcy (lipiec 2007). Z tych dwóch sprzecznych komunikatów trudno cokolwiek zrozumieć. Najpierw burmistrz pisze, że miał propozycję kilka lat wcześniej, po kilku miesiącach, że jest spóźniona o kilka miesięcy. W tym samym czasie ówczesny starosta gorzowski twierdził, że „wszystko jest możliwe, jeszcze nie wiemy jakie rozwiązania wybierzemy”(lipiec 2007). Pewne było tylko, to że przejęcie przez miasto szpitala wiązałoby się z trudnymi decyzjami administracyjnymi. Dla burmistrza wygodniej było, że wypowiedzenia dla personelu szpitalnego wręczane były przez prywatną spółkę i Powiat, niż przez miejski podmiot. Od września 2007 roku kostrzyński szpital jest w posiadaniu prywatnej spółki. Nie możemy mieć pretensji do Powiatu Gorzowskiego, że za „bezcen” sprzedał obcym ludziom taki obiekt. Szpital kupiono za kilka milionów, i tak, jak sobie marzyło Miasto Kostrzyn, bez długów. Podczas restrukturyzacji okrojono administrację i zmodyfikowano strukturę nierentownych oddziałów. Szpital jest spółką, która nastawiona jest na zysk. Taką też realizuje politykę. Prawdopodobnie miasto Kostrzyn nad Odrą stwierdziło, że to byłoby niewykonalne. Różnica polega na tym, że dziś w kostrzyńskim szpitalu lekarze leczą, a nie zarządzają. Obecnie słychać głosy lamentu powiatowych radnych, którzy dostali się do starostwa na „grzbiecie” burmistrza Kunta. Mają pretensje, że za „bezcen” starostwo oddało szpital, że nie ma w nich lekarzy, że dodatkowa karetka to bezsensowny pomysł, gdyż do kostrzyńskiego szpitala rzadko są przewożeni pacjenci itp. Wszyscy specjaliści od kostrzyńskiego szpitala, zwłaszcza ze środowiska politycznego burmistrza Kunta, powinni raczej tłumaczyć mieszkańcom, dlaczego nie wykorzystali historycznej chwili w 2007 w celu współtworzenia i współdecydowania o losach kostrzyńskiego szpitala. Być może w dalszym ciągu mielibyśmy m. in. oddział dziecięcy, dwie karetki, a kostrzyńscy lekarze nie musieliby dojeżdżać do okolicznych szpitali. Pocieszające jest to, że schorowani mieszkańcy Kostrzyna, zamiast położyć się na łóżku w specjalistycznym oddziale, mogą sobie usiąść na żółtym krzesełku w kostrzyńskim amfiteatrze i modlić się o dobrą pogodę.

 

 

 

 

Bartosz Gajewski

Dodaj komentarz