Kresowianie kontynunją wspomnienia

Wycieczka do Lwowa

Kontynuujemy wspomnienia póki żyją jeszcze nasi przodkowie, pamietający czasy kiedy zamieszkiwali tereny, które jedziemy odwiedzić.

W tym roku w dniach 11 – 15 lipca 2018 r. Towarzystwo Przyjaciół Lwowa i Kresów Południowo – Wschodnich w Kostrzynie nad Odrą zorganizowało wycieczkę na Ukrainę do Lwowa, Żółkwi i Złotej Podkowy, w skład której wchodzą Olesko Podhorce i Złoczów - trzy magnackie rezydencje niegdyś wspaniałe siedziby wybitnych polskich rodów. W programie mamy zwiedzanie Oleska i Podhorców. Po drodze krótko zatrzymaliśmy się w Krakowie, była też w planie w drodze powrotnej starówka w Rzeszowie, ale nieprzewidziane sytuacje nie pozwoliły nam na zwiedzanie tego pięknego miasta.

Wyjeżdzamy z Kostrzyna o 5 rano, zgodnie z programem mamy dwugodzinne zwiedzanie Krakowa a obiadokolacja i nocleg dopiero w Przemyślu.Około 13 00 jesteśmy w Krakowie, straszyli nas deszczem, ale nie pada i nie za gorąco, w sam raz na spacer.

Wysiadamy na Powiślu obok Zamku Królewskiego na Wawelu, spacerujemy Plantami na Rynek Główny, dochodzimy do Bramy Floriańskiej i Barbakanu. Na Rynku jak zwykle przebierańcy i grajkowie. W rzędzie stoi kilkanaście dorożek z przystrojonymi końmi, wożnice namawiają turystów do przejazdzki, do Wawelu i spowrotem za jedyne 250 zł. Na rynku liczne kawiarenki, można wypić piwo tylko za 14 zł. Po dwóch godzinach opuszczamy Kraków, całe szczęscie, bo kiedy wsiadaliśmy do autobusu zaczęło solidnie lać.

Zgodnie z planem o godz 18 jesteśmy w Przemyślu. Zatrzymujemy się w Hotelu Accademia nieopodal rzeki San. O godz. 19 mamy obiadokolację, wieczorem spora grupa udaje się jeszcze na zwiedzanie Rynku tego pięknego ponad 60 – tysięcznego miasta. Do Rynku tylko kilkaset metrów, tak, że wieczorny spacer był wskazany.

Dzień drugi. Jedziemy do Lwowa, wyjeżdzamy z samego rana, do Medyki mamy 12 km, a póżniej nigdy nie wiadomo jak długo postoimy na granicy. Znawcy instruują nas i namawiają do pokory, bo celnicy tak polscy jak i ukraińscy potrafią być himeryczni. Na szczęscie na granicy zabawiliśmy tylko godzinę, celnik polski sprawdził paszporty, celnik ukrainski zebrał paszporty, przybili pieczatki, oddali paszporty i pojechaliśmy do Lwowa do którego jest ok. 90 km.

Lwów, piękne miasto zamieszkałe przez ok 730 tys. mieszkancow. W 1931 r. Lwów zamieszkiwało 63,5% Polaków, 24,1% Żydow, 7,8% Ukrainców i 3,5% Rusinów. Jednak na większości obszaru wiejskiego przeważała ludnośc ukrainska.

We Lwowie spotykamy się z sympatyczną Panią Przewodnik Anną Gordijewską, zostawiamy autobus przy Baszcie Prochowej, idziemy kilkaset metrów na Rynek, serce miasta, skąd najlepiej jest rozpocząć zwiedzanie miasta. Wraz z całą Starówką w 1998 r. Rynek został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Pośrodku Rynku stoi Ratusz zbudowany w latach 1827 - 1835 otoczony czterdziestoma czterema kamienicami. Rynek ozdabiają cztery studnie- fontanny z posągami antycznych bóstw: Neptuna, Amfitryty, Adonisa i Diany. Na Rynku kantory wymiany walut, przewodnik daje nam kilkanascie minut na zakup hrywien, zwłaszcza, że Ukraińcy w większości sklepów nie honorują złotówek. Kurs waluty bardzo dobry, w Polsce oferowano 6,5 hrywny za złotówkę, na granicy 6,70 a we Lwowie 6,95.

Zwiedzamy wspaniałe zabytki, Katedrę Łacińską, w której Król Jan Kazimierz wracając ze zniszczonego przez Szwedów Kraju złożył 1 kwietnia 1656 r. słynne śluby powierzając Polskę opiece Matki Bożej, kaplicę Boimów, kościół Jezuitow, klasztor Bernardynów i oryginalną katedrę Ormiańską, jeden z najstarszych i najcenniejszych zabytkowych kościołów Lwowa, ufundowaną przez Ormian w II połowie XIV wieku. Idziemy na Wały Hetmańskie oraz na Plac Mickiewicza najsłynniejszy plac Lwowa z Pomnikiem Adama Mickiewicza. Mnóstwo zabytkowych kamienic, ale wydaje się, jakby czas tutaj troszkę sie zatrzymał. Miałem odczucie jakbym znalazł się w latach osiemdziesiątych dwydziestego wieku. W mieście nie widać rozmachu prac, większość zabytkowych budowli tylko pamięta czasy swietności, brak nowoczesnych sklepów, po ulicach jeżdżą obdrapane tramwaje i trojlebusy, brakuje różnojęzycznych rzesz turystów spacerujących po zabytkowych ulicach miasta.

Póżnym popołudniem jedziemy do hotelu, w którym mamy zarezerwowane trzy noclegi. Mieszkamy w Hotelu Mars w miejscowości Malekhiw na obrzeżach Lwowa. Standard hotelu europejski, czysto, przestronnie, ceny w hotelu przyzwoite, na naszą kieszeń, biorąc pod uwagę, że ceny towarów i usług na Ukrainie są średnio o 40% niższe niż w Polsce.

Dzień trzeci. Dzisiaj objeżdżamy okolice Lwowa, najpierw jedziemy około 30 km na północ do Żółkwi, jednego z najpiękniejszych miast dawnej Rzeczypospolitej, ulubionej rezydencji Króla Jana III Sobieskiego. Niegdyś tętniące życiem miasto, dzisiaj senne miasteczko zamieszkałe przez 13,5 tys. ludzi. Zwiedzanie rozpoczynamy od prostokątnego rynku z zabytkowymi kamienicami. W obrębie rynku wspaniała kolegiata św. Wawrzyńca, Zamek, który jest powoli restaurowany, na razie odnowiono skrzydło przylegające do rynku, zespół klasztorny i cerkiew Bazylianow, synagoga w północnej częsci starego miasta. W miasteczku cicho i pusto, brakuje turystow, widać, że nasi sąsiedzi nie nauczyli się jeszcze czerprać korzyści z turystyki. Mamy pół godziny wolnego czasu, większość wstępuje do przytulnej kawiarenki przy rynku, gdzie serwują nam smaczną kawę i ciasto za niewielkie pieniądze 30-40 hrywien. Powrót do Lwowa, wjeżdżamy na drogę w kierunku Kijowa i jedziemy na wschód około 90 km do Oleska i Podhorców. Mijamy senne wioski, krajobraz jakże inny od naszego. Między wioskami dużo nieużytków, widać, że ziemia żyzna bo trawy wysokie, od czasu do czasu pola uprawne w tym sporo słonecznika. Olesko, już z daleka widać potężny zamek na wysokim wzgórzu. W tym zamku urodził się Jan III Sobieski oraz Michał Korybut Wisniowiecki. Zwiedzamy zamek, który jest obecnie siedzibą filii Lwowskiej Galerii Narodowej. W ekranizacji Potopu zamek w Olesku odegrał Taurogi. Jedziemy ok. 5 km do Podhorców, potężnego zamku rezydencji Koniecpolskich, Rzewuskich, Ossolinskich. W Podhorcach huczne zabawy okolicznej szlachty trwały tu całymi tygodniami. W 1956 r. część budynku strawił ogromny pożar. Od wielu lat prowadzone są tu prace rekonstrukcyjne. W Potopie zamek w Podhorcach odgrywał rolę rezydencji Janusza Radziwiłła w Kiejdanach. Dzisiaj, trudno sobie wyobrazić, że kiedyś były to centra życia i działalności wielkich polskich rodów magnackich. Obok zamków w Olesku i Podhorcach sklepiki i kramiki z wszelkiego rodzaju pamiątkami. Powrót do Lwowa, dzisiaj w programie jeszcze uroczysta obiadokolacja połączona z wieczorkiem tanecznym.Wspaniała zabawa, bawiliśmy się prawie do północy, do tańca przygrywał nam znakomicie ukraiński zespół Lwowska Fala. Kelnerzy serwowali regionalne dania, kiełbaski, kaszaneczki, szaszłyczki, różnego rodzaju sałatki, niezapomniany wieczór.

Dzień czwarty. Zaraz po śniadaniu jedziemy zwiedzać cmentarze lwowskie. Pogoda troszkę sie psuje, chwilami siąpi drobny deszczyk, ale dobrze, że nie jest za gorąco. Jedziemy na Cmentarz Łyczakowski jeden z najważniejszych polskich cmentarzy, należy do najstarszych w Europie. Cmentarz Łyczakowski zajmuje 42 ha., można się doliczyć ponad 2 tys. zabytkowych grobowców i pięćset posągów. Na cmentarzu spoczywają znani Polacy min. Maria Konopnicka, Artur Grottger, Gabriela Zapolska, Stefan Banach. Na grobie Marii Konopnickiej zawsze płoną znicze i leżą wiązanki kwiatów. Na pogrzebie pisarki 8 pażdziernika 1910 r. wzięło udział ponad 50 tys. osób. Z cmentarzem Łyczakowskim połączony jest cmentarz Orląt Lwowskich. Dwa tysiące osiemset pięćdziesiąt dziewięć osób poległych w polsko-ukrainskich walkach o Lwów w latach 1918- 1921 spoczywa na tej nekropolii. Spełniliśmy swój obowiazek, niepodobieństwo, żeby prawdziwy Polak nie odwiedził chociaż raz w życiu cmentarzy Łyczakowskiego i Orląt Lwowskich.

Jedziemy na Kopiec Unii Lubelskiej 413 m npm., najwyższe wzgórze Lwowa, ponad 100 m wyżej od średniej wysokości miasta. Ze wzgórza roztacza sie wspaniała panorama miasta. Niestety pogoda zepsuła nam trochę szyki, padający deszcz spowodoweł, że na wzgórzu mieliśmy niewiele czasu na podziwianie panoramy. Powrót do centrum miasta, jutro już wyjeżdzamy do Polski, wiec przewodnik daje nam godzinę na zakup drobnych pamiątek. Niektorzy kupują bogato zdobione bluzki ręcznie wyszywanym haftem w cenie od 300 hrywien wzwyż, za 700 hrywien były naprawdę ładne. Kupujemy cukierki czekoladki chałwę, nalewki ukraińskie, przepisowo dwie butelki ukraiskiej wódki w cenie 80 hrywien za butelkę, dwie paczki papierosów po 25 hrywien paczka. Powrót do hotelu, dzisiaj mamy wcześniej obiad i w ekspresowym tempie przygotowania na spektakl do Opery Lwowskiej. Na godz. 18 mamy wykupione bilety na operę Aida. Gmach Opery usytuowany jest w centrum Lwowa.Wspaniała budowla utrzymana w pseudorenesansie wiedeńskim otwarta 4 pażdziernika 1900 r. Jest ciekawym budynkiem pod względem architektonicznym, obfituje w dekoracje malarskie i rzeżbiarskie.Widownia mieści 1200 osób. Żeby zrozumieć spektakl, zapoznaliśmy się z librettem opery. Pełna sala, spektakl w czterech aktach trwał ponad trzy godziny, wykonanie bardzo dobre, owacjom nie było końca.

Dzień piąty niedziela: Wcześniej śniadanie i wyjeżdżamy żeby jak najszybciej być na granicy, po drodze do Kostrzyna chcemy jeszcze pospacerować po Rzeszowie. Lwów żegna nas obfitym deszczem, żle to wróży. O godz 9 00 jesteśmy na granicy. Niestety czekamy prawie dwie godziny żeby celnik ukraiński poprosił nas do okienka w celu podbicia pieczątek w paszporcie. Sprawy paszportowe przebiegają sprawnie i za chwile kierują nas do polskiego punktu celnego. Czekamy pół godziny, godzinę, dwie i nareszcie nasi polscy celnicy zaczynają sie nami zajmować. Pierwsze słowa niezwykle służbowo, wysiadać, wyciągać wszystkie bagaże i do kontroli, ustawić sie równo w kolejce, nie przekraczać lini, do ubikacji można tylko przed kontrolą. Czujemy się jak przestępcy, na zachodzie nawet mandat wypisują z uśmiechem na twarzy. Kiedy jedni nam sprawdzają bagaże, inni wpadli do autobusu i przeglądają wszystkie zakamarki, nie odpuszczają żadnej skrytce. I co, ano znależli! Nasz Pan Kazimierz namiętny palacz miał w kieszeni jedną napoczętą paczkę papierosów. Czuliśmy niesmak, my poważni turyści z zachodniej granicy przekraczający granicę wschodnią raz do roku mielibyśmy sie połaszczyć na sztangę wątpliwej jakości papierosów ukrainskich. Po czterech i pół godzinie opuszczamy granicę, ale niestety Rzeszów musielismy sobie podarować.

Jeszcze jedna refleksja, nie widać serdeczności między naszymi narodami. Mieszkamy na granicy niemieckiej i z naszymi zachodnimi sąsiadami potrafimy się już znakomicie dogadywać. Dlaczego z Ukraincami nadal prowadzi sie politykę obopólnej nienawiści.

Z wycieczki, mimo drobnych przeciwności wracamy usatysfakcjonowani. Podziękowania dla Józefa Żarskiego Przewodniczącego Klubu Przyjaciół Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Kostrzynie nad Odrą za zorganizowanie wspaniałej wycieczki. Pilot wycieczki Biura Podróży,, Beduin" w Gorzowie Wlkp. Pan Witold Jacek Kędziora znakomicie wywiązywał się ze swojej roli. Kierownik kulturalno-oświatowy Pan Kazimierz Czyżewski jak zwykle potrafił zadbać o humory uczestników. Podziękowania dla kierowców, Piotra Dębskiego i Stefana Jarkowskiego za przyjmowanie z uśmiechem wszystkich naszych zachcianek.

 

 

Andrzej Dudkiewicz

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz