Peruwiańskie bóstwo symbolem Kostrzyna

Czy można ogłosić konkurs na miejski mural nawiązujący do motywów Kostrzyna nad Odrą, wyłonić zwycięzcę i po czterech latach zmienić koncepcję i wykonać alternatywny mural symbolizujący miasto?

 

Historia kostrzyńskiego murala zaczęła się prozaicznie. Ktoś postanowił zlikwidować starą mozaikę na ścianie szczytowej budynku wspólnoty Mieszkaniowej osiedla Słowiańskiego 19-22. W 2010 roku Urząd Miasta w Kostrzynie nad Odrą ogłosił przetarg na projekt murala w samym centrum miasta, który miał odwoływać się do historii miasta i który miał wzbudzać fascynację m.in. gości Przystanku Woodstock. Do dziś nie znamy szczegółów w jaki sposób miasto zainwestowało kilkadziesiąt tysięcy złotych w nie swoją nieruchomość. Wiemy tylko, że kostrzyński artysta wygrał ogłoszony konkurs i zapewne dostał symboliczną gratyfikację za swoją koncepcję. Po czterech latach zaczęto realizować mural przy ulicy Sikorskiego. Niestety projekt okazał się zupełnie odmienny od pierwotnej wizji. Dlaczego? Miasto w lipcu 2014 oświadczyło, że nie udało się znaleźć wykonawcy pierwotnego projektu i znaleziono fundację z Łodzi, która wykona swój projekt. Miejscy urzędnicy byli zachwyceni, że artysta wykorzystał wizerunek zamieszkującej m.in park Ujście Warty Rybitwy Czarnej, należącej do ptaków mewowatych. Mieszkańcy zapłacili fundacji za realizację zadania 23 tysiące złotych. W konsekwencji za publiczne pieniądze powstał mural, który z miastem praktycznie nic nie ma wspólnego i bardziej nawiązuje np. do peruwiańskiej bogini płodności niż do miejscowości Kostrzyn nad Odrą. Zapytaliśmy Urząd o umowy i faktury dot. wspólnoty mieszkaniowej, do której należy ściana z muralem. W okresie, o który pytaliśmy nie istniały tego typu dokumenty. Wydaje to się dziwne, gdyż nie wiemy kto poniósł koszty usunięcia starej mozaiki i przygotowania ściany do realizacji projektu. Koszt tych prac mógł przekroczyć kwotę wykonania projektu. Nie wiemy też jaki wpływ na całą sytuację miały wybory samorządowe, w których uczestniczył kandydat i mieszkaniec wspólnoty obdarowanej muralem. Nie ważne co się maluje, ważne, że wygrywa się wybory – z peruwiańskim błogosławieństwem.

Najdziwniejsze wydaje się akcja poszukiwawcza wykonawcy, która trwała 4 lata. Nie wiemy ile kosztowały delegacje dla urzędników w tym czasie podróżujących po Polsce w poszukiwaniu firmy, którą w końcu znaleziono w Łodzi. Nam znalezienie firmy, która realizuje dowolne murale m.in. na 10-piętrowych blokach w Gorzowie czy na kamienicach w Witnicy zajęło 15 minut.

Bartosz Gajewski

Dodaj komentarz