Przywracamy normalność

Półtora roku po zakończonych wyborach samorządowych, redakcja Gazety Kostrzyńskiej postanowiła rozpocząć cykl relacji z pracy Rady Miasta. W związku z faktem, że w marcu nie odbyło się posiedzenie Rady, postanowiliśmy przeprowadzić wywiad z radnym. Naszym rozmówcą jest radny Prawa i Sprawiedliwości Mieczysław Jaszcz.

 

- Czym charakteryzuje się obecna kadencja Rady Miasta?

 

- Kostrzyńskim radnym jestem od 2002 roku. W tych samych wyborach burmistrzem został Andrzej Kunt. W tym czasie startowałem z lokalnego Porozumienia Centrum, a burmistrz z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Z kostrzyńskim PiS-em związałem się podczas drugiej kadencji w 2006 roku. W pierwszych dwóch kadencjach moja współpraca z burmistrzem wyglądała bardzo dobrze. Z chwilą kiedy burmistrz wprowadzał do Rady coraz większą liczbę swoich radnych, nasze relacje się pogarszały. Od 2010 roku moje interpelacje i wnioski są całkowicie marginalizowane. Jak się pojawią w planach, to w zupełnie abstrakcyjnych kształtach. Czytając plany tegorocznego budżetu dowiedziałem się, że forsuję pomysł z torem moto-krosowym za 2 miliony złotych. Do dziś nie wiem, skąd ta kwota. Podejrzewam, że ktoś złośliwie wpisuje takie koncepcje, aby zdyskredytować moje pomysły. Dziś burmistrz posiada 12 radnych, którzy startowali z jego komitetu wyborczego. Dzięki tej sytuacji może zrobić praktycznie wszystko bez niczyjej zgody. Tak też zaczyna wyglądać praca Rady. Równie dobrze burmistrz w styczniu mógłby wszystko ustalić, a przewodniczący Rady nie musiałby nawet zwoływać posiedzeń. Uważam, ze taka sytuacja w Radzie nie jest konstruktywna.

 

- Nowa ordynacja wyborcza nie pomogła?

 

- Nowa ordynacja, a przede wszystkim jednomandatowe okręgi, nie sprawdziła się. W założeniu ustawodawcy jednomandatowe okręgi miały być świetnym rozwiązaniem dla małych samorządów. Wybieramy jednego radnego z bardzo małego okręgu, wszyscy go znają i wszyscy chętnie głosują. W konsekwencji bardzo mało osób poszło do wyborów. Część wyborców nie poszła do urn, gdyż na liście wyborczej nikogo nie znali. Ponadto do Rady dostały się osoby, które w poprzedniej ordynacji nie miałby szans. Na pewno przed przyszłymi wyborami zaczną się spacery z „czekoladą” i inne „twórczości” radnych w swoich okręgach. Uważam taką sytuację za złą dla lokalnej samorządności. Ponadto jestem zwolennikiem maksymalnie dwóch kadencji w wyborach na burmistrza. Po dwóch kadencjach włodarze przestają myśleć o swoich wyborcach i swoich obietnicach. Zaczynają się dziwne „transakcje” i układy, które psują samorządy i ograniczają dostęp ludzi z nowymi pomysłami.

 

- W kwestii pomysłów. Kilka lat temu był Pan pomysłodawcą nazwania parku miejskiego im. Marii i Lecha Kaczyńskich. Radni i burmistrz nie podzielili tej koncepcji. Emocje już opadły?

 

- Wtedy nie chodziło o emocje. Radni zgodzili się ze mną, a później się wycofali. Na pewno moglibyśmy dojść do porozumienia jeśli chodzi o nazwę. Park mógłby się nazywać neutralnie np. im. Ofiar Katastrofy Smoleńskiej. Z dzisiejszej perspektywy byłby to wielki atut dla Kostrzyna. Wspólnie z burmistrzem mógłbym pojechać do Instytutu Lecha Kaczyńskiego, spotkać się z Jarosławem Kaczyńskim. Zaprosilibyśmy prezesa PiS z ministrem infrastruktury na otwarcie pamiątkowej tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy w kostrzyńskim parku. Byłaby to doskonała okazja dla burmistrza na przedstawienie pomysłu budowy, tak potrzebnego mostu w Kostrzynie. Dziś to tylko scenariusze, które nigdy się nie spełnią. Burmistrz powinien jednak analizować różne warianty, a nie stawiać wyłącznie na Platformę Obywatelską.

 

 

- Wracając do Kostrzyna. Pana kolega z Rady robi karierę w gazecie wydawanej za publiczne pieniądze. Dlaczego z perspektywy samorządowego biuletynu Pan nie istnieje?

 

- Kostrzyński biuletyn nie jest całkowicie obiektywny, a powinien. Przykładem są sprawozdania z Rady. Pomimo, że jestem aktywny, zadaję pytania i prowadzę dyskusję, jestem całkowicie pomijany. Gazeta wydawana za publiczne pieniądze stała się tubą propagandową burmistrza i Platformy. Mało który burmistrz może sobie pozwolić na taki przekaz. Wielokrotnie chciałem zainteresować moich kolegów z Rady, dlaczego wydajemy aż 60 tysięcy na „miejską” gazetę. Niestety nikt nie podzielił moich zastrzeżeń. Na początku rządów burmistrza nie było takich kontrowersyjnych sytuacji. Nawet byłem informowany przez Urząd o wydarzeniach na terenie Miasta. Otrzymywałem zaproszenia na różnego rodzaju imprezy współorganizowane przez miasto. Od kilku lat ta dobra praktyka się skończyła. Na szczęście ludzie są świadomi, że zawsze próbuję pomóc mieszkańcom indywidualnie. W domu posiadam biuro, które zawsze jest dla nich otwarte. W dzisiejszych okolicznościach mam liczne grono przyjaciół w Urzędzie Wojewódzkim oraz w biurze naszej posłanki, Elżbiety Rafalskiej – ministra pracy w rządzie Beaty Szydło. Dzięki czemu mam nadzieję, że moja praca w Kostrzynie i okolicach pozwoli przywrócić normalność i sprawiedliwość społeczną.

 

- Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz