Rzadko zdarza się czytać w „propagandowej” gazecie burmistrza Kunta, wydawanej za publiczne pieniądze w kwocie 70 tysięcy złotych rocznie, tekst gloryfikujący podziały wśród mieszkańców. Taka sytuacja ma miejsce na osiedlu Leśnym.
Tytułem wprowadzenia. Na osiedlu Leśnym od lat działa Samorząd Osiedla Leśnego, który przed wyborami był zachwalany przez polityczne środowisko Andrzeja Kunta. W zeszłym roku wybrano nowy zarząd, w którym zabrakło dotychczasowego radnego. Chwilę później dowiedzieliśmy się, że lokalny samorządowiec powołał do życia tzw. Nieformalną Grupę Rdzennych Mieszkańców Osiedla Leśnego. W miarę rozgarnięty czytelnik od razu zaczyna się zastanawiać, co to znaczy „rdzenny mieszkaniec osiedla”. Co taka grupa ma robić i dla kogo? Z nazwy wynika, że organizuje imprezy dla swoich „rdzennych” mieszkańców. A co w takim razie z „nierdzennymi” i kto (może sam burmistrz) będzie nadawał certyfikaty rdzennych mieszkańców. Za chwilę może się także okazać, że radny będzie pracował na rzecz tylko i wyłącznie „rdzennych”. Komunikację miejską również można podzielić – miejsca siedzące tylko dla prawdziwych mieszkańców Leśnego. Już sama nazwa w naszych okolicznościach historycznych wydaje się zupełnie idiotyczna. Jeśli ktoś mieszka na Leśnym od kilku lat i nie jest „rdzenny”, to ma być gorszy? To już lepiej podzielić mieszkańców na mądrych i głupich – wtedy nikt nie będzie się zastanawiał co to jest „rdzenny”. Szkoda tylko, że wydając prawie 8 milionów na Urząd Miasta nie znalazł się żaden rozgarnięty urzędnik, który na to zwróciłby uwagę. Zapewne wśród mieszańców osiedla TBS-ów zapanowała konsternacja. Różana i Jaśminowa jest częścią okręgu wyborczego „radnego pod telefonem” i nikt nie ma szans na status „rdzennego mieszkańca osiedla Leśnego”. Jak na złość, czynszowe mieszkania są wciąż dużą niepewnością dla mieszkańców bez uregulowania stałej kwestii własności lokali. W takiej sytuacji mogą się czuć już tylko jako kostrzynianie gorszego sortu. Trudno sobie wyobrazić, co sobie pomyśleli widząc swojego radnego na płocie osiedlowego placu zabaw. Plac przy TBS-ach powstał za pieniądze spółki- czyli z czynszu samych mieszkańców. Przez 10 lat wszyscy mówili, że się nie da. W pierwszej kolejności burmistrz ze swoim radnym powinni przeprosić mieszkańców, że coś, co można było zrobić w 3 miesiące, trwało tyle lat.
red.