Kolejna kostrzyńska wspólnota poprawiła estetykę centrum miasta. Tym razem nowego dachu doczekał się budynek, w którym mieszka sekretarz miasta. Remont był możliwy dzięki miejskiej pożyczce, którą burmistrz przeznaczył dla swojej koleżanki z pracy.
Wydawanie publicznych pieniędzy na pożyczki dla wspólnot mieszkaniowych to jedna z atrakcji burmistrza Andrzeja Kunta. Każda wspólnota, która od komercyjnego kredytu preferuje „inflacyjną” pożyczkę sfinansowaną z podatków kostrzynian, może się zgłosić do swojego burmistrza z Granicznej 2. W projekcie budżetu miasta na ten cel przewidziane jest każdego roku 150 tysięcy złotych. Zgodnie z zeszłorocznym zarządzeniem, burmistrz samodzielnie może wybrać szczęśliwa wspólnotę, która na koszt podatnika nie musi wspierać polskich banków prowizjami i odsetkami. Zarządzenie nie przewiduje powołania komisji, która miałaby oceniać wnioski. Jest kilka kryteriów na podstawie których burmistrz Kunt samodzielnie uszczęśliwia wspólnoty. Najwyżej oceniany jest remont dachy. Innym elementem branym pod uwagę przez burmistrza jest termin złożenia wniosku. W tym roku nawet atletyczny członek zarządu dowolnej kostrzyńskiej wspólnoty byłby raczej bez szans w tej „konkurencji”. Sekretarz miasta jest m. in. odpowiedzialna za obieg dokumentów w urzędzie i czas wpłynięcia wniosków, które ostatecznie znajdą się na jej „biurku”, wymaga wieloletniego doświadczenia. Dzięki miejskiej pożyczce w tym roku kostrzynianie sfinansowali wspólnotę sekretarz kwotą około 120 tysięcy złotych. Oczywiście nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Po 17 latach pracy kostrzyńska sekretarz bez wątpienia na taką pożyczkę zasłużyła i się jej po prostu należy (tak samo jak dojazdy do pracy służbowymi samochodami). Dzięki oddanej służbie na rzecz Kostrzyna nad Odrą, w urzędzie powstała rodzinna atmosfera. Na korytarzach zwroty – mamo czy tato, to nieodzowny folklor dnia codziennego. Burmistrz i sekretarz mogą mieć także swój wkład w rozwój polskiej nauki. Studenci zarówno socjologii i politologii mogą do naszego urzędu przyjeżdżać na praktyki z nepotyzmu. Nie muszą prowadzić nudnych analiz w akademickich bibliotekach czy w niebezpiecznych afrykańskich republikach. W naszym mieście mają nieograniczony dostęp do badań nad żywym drzewem genealogicznego nepotyzmu.
Bartosz Gajewski