Rozmowa z Janem Kostrzyńskim, XVI-wiecznym margrabią i prekursorem nowoczesnej wizji Kostrzyna. Prosimy tekstu nie interpretować w aspekcie historycznym oraz nie odnosić go do bieżących wątków politycznych – zbieżność jest przypadkowa.
-
Był Pan zwolennikiem walki z nepotyzmem i ograniczaniem kosztów funkcjonowania kostrzyńskiego dworu?
-
Jako przedstawiciel europejskiej arystokracji nie widzę nic nadzwyczajnego w nepotyzmie i kumoterstwie. Nasze dzieci muszą w końcu gdzieś pracować i nabierać doświadczenia. System feudalny tak jest skonstruowany i mój lud to rozumie. Po prostu arystokracja zawsze miała i będzie mieć predyspozycje do zarządzania pospólstwem. Poza tym, rodzina wspólnie pracująca na państwowych stanowiskach motywuje do pracy. Nie wyobrażam sobie śniadania podczas pracy w przypadkowym towarzystwie, najważniejsza jest rodzina i kontynuacja dynastii. Jeśli chodzi o koszty funkcjonowania dworu, to od zawsze dwór miał reprezentować miasto. Moi dworzanie muszą zarabiać więcej od czeladników, gdyż tego wymaga prestiż. Nie mogę sobie także pozwolić na ograniczenia finansowe, zwłaszcza nagrody za lojalność. Prawdziwy arystokrata zapłaci z chłopskich podatków każdą kwotę, aby wzbudzić podziw na dworze. Każdy pracownik w pałacu musi mieć środki, aby utrzymać m. in. swój dworek, a to kosztuje! Poddani muszą widzieć i odróżniać w naszym szarym nadbagiennym mieście prawdziwą arystokrację oraz autentycznych dworzan. Nie ma tu znaczenia czas, kryzys czy panująca dżuma, o drobniejszych wirusach nie wspominając.
-
Jak margrabia współpracował ze swoimi miejskimi rajcami?
-
Na szczęście nie musiałem z nimi współpracować. To oni musieli współpracować ze mną. Dotyczyło to szczególnie tych wybranych przez gawiedź. Kwestionowanie decyzji i mądrości arystokracji przez ludzi z niższego szczebla społecznego, to tak jakby dostał pan po twarzy brudną ścierką – coś niewyobrażalnego. Nie po to rajcowie mają dostęp do dworu, na których kariery mogą robić ich rodziny, aby ktoś mędrkował i szarogęsił się w Radzie. Kostrzyn zawdzięczał swoją potęgę mojej mądrości i niepodważalnym decyzjom. Uważam, że każda chwila jest dobra by podkreślać moją ważność i łaskawość. Jak tylko ktoś zapomniał o zasadach lub poczuł aspiracje, to natychmiast takie przypadki eliminowałem. Rajca powinien rozumieć na czym polega moja dobroć, wyrozumiałość i troska oraz być świadomym, że łańcuch im krótszy, tym lżejszy. Zawsze było i będzie kilku chętnych na jedno miejsce przy pańskim stole.
-
Nie doczekał się margrabia męskiego potomka. Nie przeszkodziło to jednak w rozwoju miasta.
-
Na szczęście każda arystokracja to boscy pomazańcy nad którą czuwa opatrzność. Brak męskiego potomka, to jednak problem. Najbardziej rozczarowany jest lud, który wymaga od swojego pana pozostawienie jasnej wskazówki, kto będzie dziedziczył w królestwie i kto będzie nasze biedne pospólstwo prowadził za rękę. Każdy poddany musi widzieć sens swojej ciężkiej pracy w mieście i płacenia publicznych danin. Brak takich oczywistych wytycznych może doprowadzić do niepokojów i historycznej katastrofy. Ktoś może wymyślić szatański system i zanegować doskonały feudalny ustrój. Z tej katastrofy wypełznie demokracja, a wtedy każdy idiota może udawać margrabiego.
-
Dziękuję za rozmowę.