Zabezpieczenie zdrowia publicznego należy do podstawowych obowiązku i wyzwań każdego wójta, burmistrza i prezydenta miasta w Polsce. Gminy rządzone przez lekarzy mają to szczęście, że poziom i standardy opieki zdrowotnej w gminie są na najwyższym poziome.
Z chwilą prywatyzacji kostrzyńskiego szpitala i relokacji drugiej karetki do Witnicy z kostrzyńskich tragedii spowodowanych brakiem szybkiego dostępu do służby zdrowia można byłoby stworzyć porządny serial. Informacje, że mieszkańcy umierali czy umierają w oczekiwaniu na karetkę lub szpital „nie dał rady” są w Kostrzynie codziennością, do której każdy chyba już się przyzwyczaił. Na początku swojej drugiej kadencji burmistrz Kunt stanął przed dylematem czy inwestować w kostrzyński szpital, czy w kwiatki w parku miejskim. Dzięki czemu każdy kostrzynianin jest zachwycony burmistrzem i kwiatkami. Ostatnia „przygoda” z dostępem do służby zdrowia w mieście miała miejsce 19 maja. Pani Małgorzata podczas opieki nad wnuczkiem zasłabła i na chwilę straciła przytomność. Karetka przyjechała szybko i zawiozła pacjentkę na kostrzyńską izbę przyjęć. Podano jej zastrzyk, tlen i kroplówkę. W związku z tym, że pacjentka nie chorowała i nigdy wcześniej nie mdlała, lekarz uznał, że mogą to być objawy choroby nowotworowej. Po kilku godzinach zadzwoniła do męża, aby przyjechał. W lecznicy przygotowano wypis z izby przyjęć i nakazano wizytę w gorzowskim wojewódzkim szpitalu specjalistycznym – własnym samochodem. Mąż dwukrotnie upewniał się czy jest to bezpieczne, aż w końcu zirytował lekarza. Pojechali do domu, aby się spakować. Pani Małgorzata miała problem z wejściem na pierwsze piętro, musiał pomagać maż. Po kilku minutach w domu zona usiadła na fotelu i zawołała męża – kocham dzieci, kocham wnuki, przytul mnie, proszę! – takie były ostatnie słowa pani Małgorzaty, trzy tygodnie przed 60. urodzinami. Sekcja zwłok nic nie wykazała, ustalono niewydolność układu oddechowego.
W Kostrzynie coraz więcej ludzi zastanawia się dlaczego nie było karetki, dlaczego szpitalowi się nie udało itp. Niestety refleksje budzą się zazwyczaj dwa metry pod ziemią. Pewne jest tylko to, że na nagrobkach nigdy nie będzie tak pięknych kwiatków jak w naszym miejskim parku.
Bartosz Gajewski