W lutym 2015 roku Burmistrz Andrzej Kunt doznał objawienia, że potrzebuje doradcy. W propagandowym biuletynie namaszczonym przez burmistrza jako „źródło gminnej prawdy”, informacja o doradcy nie była dotychczas powodem do zachwytu. Kilka tygodni temu zapytaliśmy burmistrza o efekty pracy doradcy.
Dla czytelników, którzy interesują się racjonalnym wydawaniem publicznych pieniędzy nie mamy dobrych wiadomości. W zapytaniu jakie skierowaliśmy do Urzędu Miasta chcieliśmy się dowiedzieć m. in. o zakres obowiązków doradcy – pana Tomasza Hałasa, osiągnięcia na stanowisku oraz wartość wynagrodzenia. Burmistrz Kunt nie pofatygował się przedstawić zakresu obowiązków oraz efektów półtorarocznej pracy swojego doradcy. Dowiedzieliśmy się tylko, że doradca zajmuje się sprawami gospodarczymi i zarabia prawie 5 tysięcy złotych miesięcznie (brutto). Zgodnie z obowiązującym prawem doktor Kunt mógłby zatrudnić dwóch doradców, każdego za minimalną kwotę 1600 zł brutto. Dlaczego po trzech kadencjach burmistrz zasugerował mieszkańcom i swoim współpracownikom, że potrzebuje płatnych porad dotyczących gospodarki, które w tej kadencji będą kosztować kostrzyńskich podatników prawie 250 tys. złotych? Tuż po zatrudnieniu argumentował, że doradca jest potrzebny do zadań przy realizacji partnerstwa publiczno-prywatnego. Wówczas miał na myśli przede wszystkim budowę basenu, który w mieście miał zostać wybudowany właśnie na takiej zasadzie. Dziś ta koncepcja jest praktycznie nierealna i burmistrz czeka na programy rządowe, które dofinansują budowę ewentualnego basenu. Nie trzeba zatrudniać doradcy, aby dowiedzieć się, że praktycznie nikt nie buduje basenów w partnerstwie publiczno-prywatnym, bo przedsiębiorcom to się nie opłaca, a same baseny są zazwyczaj nierentowne. Miasta, które wybudowały baseny za unijne pieniądze przeważnie muszą je dofinansowywać. Innym argumentem burmistrza była chęć nawiązania większej współpracę z największymi inwestorami w mieście. Burmistrz chyba zapomniał, że najwięksi inwestorzy, ze względu na ulgi podatkowe, negocjują ze Strefą, a nie z lekarzem Kuntem. Burmistrza mogą ewentualnie zaprosić na wódkę i darmowe przekąski z okazji otwarcia swojej fabryki. Zgodnie z taką argumentacją doradca ds. gospodarczych mógłby się zajmować na przykład przeglądaniem ofert w gazetkach reklamowych kostrzyńskich dyskontów spożywczych i zamawianiem najtańszych cukierków i kawy dla petentów odwiedzających Urząd Miasta. Przykre, że w Urzędzie, którego administracja kosztuje 8 milionów złotych rocznie, nikt nie zna się na gospodarce i trzeba zatrudniać doradców za 5 tysięcy. Na szczęście pieniądze są publiczne czyli „niczyje”, jak za Państwowych Gospodarstw Rolnych.
Bartosz Gajewski