Od Bałtyku po Tatry w krajobrazie polskich miast jest wiele elementów miejskiej architektury, które po prostu są brzydkie i szpecą niejedne centrum. Od października Kostrzyn dołączył do grupy miast, które nie posiadają miejskiego architekta lub nie wiedzą za co mu płacą.
Wszystko zaczęło się od pseudo artystycznej ekspozycji składającą się z kilku banerów ustawionych przy miejskiej toalecie w samym centrum miasta. Właścicielem rusztowań składających się z trzech nóg, z których dwie utrudniają przejście chodnikiem wzdłuż ulicy Kopernika, a jedna niszczy krzewy parku miejskiego, które kosztowały około miliona złotych, jest fundacji Cogitavi. Właśnie z nią radny Bartłomiej ma podpisaną umowę o prace. Gdy kompozycja „rusztowań” była zamknięta i przedstawiała zdjęcia dzieci z wycieczek współorganizowanych przez kostrzyńskie instytucje, można było wytłumaczyć sobie tę dysharmonię z lokalnym planem przestrzennego zagospodarowania jako tymczasowość. Jakże wielkim zaskoczeniem była informacja zawarta w gazecie wydawanej za publiczne pieniądze i udającą biuletyn samorządowy, że banerki można sobie wykupić. Oczywiście reklamy w centrach miasta nie są czymś nadzwyczajnym, ale jeszcze żadna gmina nie wpadła na pomysł, aby kosztem chodnika i miejskiej zieleni szpecić swoje centrum. Zwłaszcza, że poziom artystyczny reklamowej grafiki przypomina lata 90-te. Brakuje tylko ogrodowych krasnali. Zapytaliśmy urzędników z gospodarki przestrzennej o umowę dzierżawy chodnika w pasie drogowym oraz o zagospodarowanie przestrzenne tego miejsca. Podczas rozmowy nikt nie słyszał o żadnej umowie dzierżawy, a plan zagospodarowanie zrewitalizowanego centrum za ponad 10 milionów złotych nie przewiduje konstrukcji z kiczowatych banerków reklamujących np. Sex-Shop. Groteskowe jest także to, że radny zatrudniony przez fundację pośrednio dorabia się w ten sposób na mieniu gminy. Zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym i interpretacji urzędów wojewódzkich, takie praktyki są niedopuszczane i bulwersujące. Gdyby radny był w zarządzie takiej fundacji automatycznie straciłby mandat. Wątpliwa jest także zasadność prezentacji zdjęć z „Kostrzyna na Fali”, który miał być obecną namiastką dawnych Dni Kostrzyna. Zwłaszcza, że pracodawca radnego już „swoje” na tej imprezie zarobił. Z wrześniowej odpowiedzi od burmistrza Kunta wynika, że za wystawy, banery i ulotki dotyczące „Fali” zapłaciliśmy fundacji 4400,94 złotych. Pod koniec października urażeni kpiną z poczucia estetyczności w centrum miasta zgłosiliśmy straży miejskiej odpowiednie zawiadomienie z prośbą o wyjaśnienie. Po dwóch dniach „rusztowania” zmieniły swoją lokalizację. Teraz szpecą plac Wojska Polskiego. W otoczeniu marmurowych fontann i granitowych chodników za 5 milionów złotych pasują jak plastikowe sztućce w drogiej restauracji.
Bartosz Gajewski